25 sierpnia 2010

Naszyjnik cudem odnaleziony czyli jak walczyłam z bałaganem

W mojej pracowni panuje niezwykły mikroklimat, który sprzyja namnażaniu się rzeczy. Podejrzewam, że robią to pod moją nieobecność i przez pączkowanie dają upust swej zachłanności terytorialnej. A może po prostu nie mogą żyć w zgodzie i się drą, przez co wszędzie walają się ścinki, sznureczki, niteczki?
Tak czy siak wynik niecnych poczynań rzeczy w mojej pracowni jest widoczny. Tam jest wiecznie Sir. Ale Bałagan! Jego wizytacja nie ma końca. Nawet jak się zawezmę i ogarnę wnętrza tego minimalistycznym nazwać nie można.
Wczoraj się zawzięłam. Trochę ogarnęłam, ale szybko przestałam, bo coś znalazłam. Takie coś leżało sobie w szufladce, w której leżeć prawa nie miało.
Wyjęłam i obfotografowałam.


Bez bicia się przyznaję, że myślałam, że naszyjnik ten już dawno temu na zdjęciach uwieczniony i światu pokazany. Myślał indyk o niedzieli...


Teraz można go nabyć tu. Zapraszam!

3 komentarze:

  1. Naszyjnik pierwsza klasa.
    Z tym bałaganem to tak właśnie jest... mnie to zawsze rodzinka do porządku doprowadza i każe posprzątać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutna rewelacja. Jak się odważę taki nosić, to poproszę Cię o stworzenie takiego dla mnie - odpowiada mi wszystko: kolor, forma, te boskie guziołki!!! MNIAM!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony ślad.