Mam duży problem z jednym projektem - nie jestem w stanie realnie ocenić czasu jaki potrzebuję na realizację. W efekcie ślimaczy mi się niemiłosiernie. Blogowo już się zmusiłam do utrzymania terminu, ale na niewiele się to zdało, bo przeliczyłam stopień trudności wykończenia. Po mozolnym cięciu i zszywaniu łatek, byłam wręcz przekonana, że pikowanie to sama przyjemność i relaksacyjnie spędzę wieczór przy maszynie. Niestety tak to nie działa i pikowanie okazało się droga przez mękę - czasochłonną i pracochłonną, choć ciekawą. Mam nadzieję, że efekt będzie powalający, bo nigdy w szyciu tyle się nie naprułam ;)
Posługiwanie się stopką do pikowania i wyłączonym dolnym transportem coraz lepiej mi idzie. Jednak droga do perfekcji daleka i zapewne żmudna. Jak tylko skończę kocią kapę, poćwiczę na mniejszych formach, bo naprawdę przypomina to malowanie igłą. Przy tym projekcie swobodę ruchu mocno ogranicza wymiar i ciężar kapy. 2 metry na 1,5 m na 300g ovacie robi swoje. I rzeźbi bicepsy ;)
To jeszcze przed pikowaniem ;)
Kocia kapa robi wrażenie. A ja wciąż przymierzam się do patchworków.
OdpowiedzUsuńZ prognozowaniem czasu na kolejne projekty chociażby w hafcie też mam wciaż wpadki. Wydaje mi się, że zajmie mi to mniej czasu, tymczasem praktyka pokazuje coś innego :/
Pozdrawiam.
Jest genialna!
OdpowiedzUsuńDla mnie mistrzostwo świata.
:o)